poniedziałek, 29 marca 2010

w marmurowej świątyni...


Rzadko popełnię wiersz, bowiem jestem nieudolną wierszokletką. Większość z moich "nugae" poprawiają płomienie... Lecz ostał się jeden z niewielu - jedynie z powodu sentymentu. Oto i on:



Złap za rękę i chodźmy

w marmurowej świątyni

zapalimy świeczki bogom

Fortunie za pomyślność

Asklepiosowi za zdrowie

i Erosa pozdrówmy za szczęście

To dziś - a jutro?

jutro w marmurowej świątyni

Hymenowi hołd złożymy.

Horacy i ja



Powrót do szarej rzeczywistości jest dla mnie niezwykle trudny - a już ponad miesiąc temu opuściłam Rzym. Niemal na każdym kroku towarzyszył mi Horacy i jego twórczość... i mieszał wciąż, i mącił... przeszkadzał w podejmowaniu rozsądnych decyzji... po czym dawał chwilę wytchnienia, lecz szybko wracał, i mącił na nowo...
A oto jedna z jego wielu ód - w oryginale i moim nieudolnym przekładzie ;-)

Tu ne quaesieris (scire nefas) quem mihi, quem tibi
finem di dederint, Leuconoe, nec Babylonios
temptaris numeros. Vt melius quicquid erit pati!
Seu pluris hiemes seu tribuit Iuppiter ultimam,
quae nunc oppositis debilitat pumicibus mare
Tyrrhenum, sapias, uina liques et spatio breui
spem longam reseces. Dum loquimur, fugerit inuida
aetas: carpe diem, quam minimum credula postero.



Nie pytaj Leukonoe - bezbożnością jest wiedzieć - jaki mnie, jaki Tobie
koniec dadzą bogowie, ani też Babilońskich horoskopów
nie wystawiaj na próbę. Bowiem lepiej jest znieść, cokolwiek przyniesie los!
Czy liczne zimy, czy ostatnią przydzielił Jowisz,
która teraz na przeciwległych skałach okalecza morze Tyrreńskie.
Miej rozum, wina cedź i myślami nie wybiegaj
w daleką przyszłość. Gdy rozmawiany, ucieka zawistny czas:
chwytaj dzień, jak najmniej ufna przyszłości.